Najgorszy jest żar lejący się z nieba
Polscy strażacy dojechali już do Grecji. Zostali zakwaterowani w szkole pożarniczej w miejscowości Vilia. To bardzo ułatwia ich sytuację logistyczną, bo nie muszą rozkładać namiotu i przygotowywać kontenerów. Choć, jak podkreślają, cały czas mają je w odwodzie.
W sobotę rano odbyła się odprawa z oficerami łącznikowymi greckiej straży. Polskim strażakom przydzielono zadania w okolicy miejscowości Mandera i Stefanii.
"Na miejscu będzie działać ponad 20 samochodów straży pożarnej zarówno z Małopolski jak i Wielkopolski" - powiedział Łukasz Nowak.
"Bacznie przyglądamy się prognozom meteorologicznym, one determinują to, jak będzie wyglądał dalszy rozwój sytuacji pożarowej na miejscu" - podkreślił strażak.
Podkreślił, że wysokie, dochodzące do 40 stopni Celsjusza temperatury, wzmagający się wiatr oraz ściółka i wszystko suche jak pieprz, sprawiają, że o rozprzestrzenianie się pożaru nie jest trudno.
"Ale jesteśmy przygotowani do działania i będziemy reagować na bieżąco" - dodał.
Strażak zaznaczył, że najgorszy jest upał - to jakby żar lał się z nieba, niesamowity gorąc. "Problemem jest też roślinność, która u nas jest zupełnie inna. Tutaj drzewa, krzewy są bogate w olejki eteryczne, co powoduje, że ten pożar bardzo szybko się rozprzestrzenia" - wyjaśnił. Dodał, że kolejną przeszkodą są warunki terenowe.
"To teren górzysty, z wąskimi, krętymi drogami. Mamy ciężarowe samochody, więc ten dojazd też nie jest tak szybki, jak to ma miejsce na terenach miejskich" - powiedział.
Zaznaczył, że problemem jest wiatr, który wczoraj był praktycznie zerowy a dzisiaj już delikatnie wieje. "To może powodować bardzo szybkie i dynamiczne rozprzestrzenianie się pożaru, co oczywiście może wiązać się z zagrożeniem dla ludności ale i dla samych ratowników" - wyjaśnił.
"Bierzemy to pod uwagę i jeżeli będzie takie zagrożenie, to w pierwszej kolejności będziemy ratować ludzkie życie i dobytek a dopiero później tereny niezurbanizowane" - ocenił.
Strażak przekazał, że w okolicy nie ma olbrzymich powierzchniowo pożarów. "Będziemy gasić te mniejsze pożary w zarodku, jak najszybciej je dusząc. Taki jest plan na najbliższe kilkanaście godzin" - dodał.
Podkreślił, że warunki w Grecji są bardzo zmienne.
"Wczoraj obserwowaliśmy pożar, który rozprzestrzenia się na Rodos. Mieliśmy informację, że ten pożar został stłumiony, a już w nocy znowu zaczął mocno się rozwijać i to w bardzo dynamicznym tempie" - opowiedział.
"Zastanawialiśmy się, czy nas tam nie przerzucą. Ale woleli nas tutaj, wiedzą jakie mamy doświadczenie. Ponieważ byliśmy tu dwa lata temu, wiedzą na co nas stać, że jesteśmy profesjonalni w swoim działaniu, że powierzone działania wykonujemy w 100 procentach" - podkreślił.
Polacy do Grecji wyruszyli w środę z Krakowa. W misji bierze udział 149 strażaków i 49 pojazdów z województw małopolskiego i wielkopolskiego. Do Grecji musieli przemierzyć prawie 2 tys. km. Na miejscu mają zostać około dwóch tygodni, w zależności od rozwoju sytuacji.
W związku z pożarami lasów w Grecji wpłynęła prośba o pomoc ratowniczą w postaci tzw. modułów GFFFV. Komendant główny PSP gen. brygadier Andrzej Bartkowiak w porozumieniu z premierem Mateuszem Morawieckim oraz ministrem spraw wewnętrznych i administracji Mariuszem Kamińskim zdecydowali o zgłoszeniu gotowości pomocy przez polskich strażaków. We wtorek wieczorem rząd Grecji zaakceptował ofertę pomocy.(PAP)
autorka: Marta Stańczyk
mas/ ok/