95 lat temu urodził się malarz i grafik Jan Lebenstein
Jan Lebenstein urodził się w Brześciu nad Bugiem. Jego ojciec Paweł Lebenstein, dyżurny ruchu na stacji Brześć Centralny, był żołnierzem AK i uczestniczył w sabotażu i dywersji kolejowej. Niemcy zamordowali go w 1944 r.
Podczas okupacji Lebenstein szkicował postacie polskich żołnierzy i partyzantów. Wspominał, że nie interesował go sport ani zabawy z rówieśnikami, lecz rysowanie. "Chciałem tylko znaleźć kąt, w którym nikt nie będzie przeszkadzał, (...) i mazać na kawałkach papieru" - wspominał okupacyjne dzieciństwo. W nocy z 20 na 21 maja 1945 r. oddział Armii Krajowej pod dowództwem ppor. Edwarda Wasilewskiego "Wichury" zaatakował obóz NKWD nr 10 w Rembertowie i uwolnił ponad 500 więźniów. Wśród kilku schwytanych po akcji i zamordowanych przez UB uczestników był brat artysty, żołnierz AK, Józef Lebenstein. Nigdy nie odnaleziono miejsca jego pochówku.
"Wojenna trauma i utrata bliskich mu osób odcisnęła piętno na twórczości Jana Lebensteina. Tworząc, próbował ją oswoić, ale nigdy się jej do końca nie pozbył" - powiedziała PAP historyczka sztuki, kuratorka sztuki nowoczesnej, muzealniczka i kustoszka w Dziale Sztuki Współczesnej Muzeum Narodowego w Krakowie Anna Budzałek. "W niespokojnych czasach, w jakich obecnie żyjemy, lęki i niepokoje z jego prac nabierają nowego znaczenia, łatwiej nam je zrozumieć i odczytać zgodnie z intencjami twórcy" - wyjaśniła.
Uczył się w Państwowym Liceum Artystycznym w Warszawie. W 1948 r. rozpoczął studia na wydziale malarstwa na warszawskiej ASP (1948-54) u przedwojennych kolorystów, prof. Artura Nacht-Samborskiego i Eugeniusza Eibischa. 21 lipca 1955 r. Lebenstein debiutował na ogólnopolskiej Wystawie Młodej Plastyki "Przeciw wojnie – przeciw faszyzmowi", zwanej potocznie "Arsenałem". Była to jedna z imprez towarzyszących Światowemu Festiwalowi Młodzieży i Studentów w Warszawie.
Historycy sztuki oceniają, że po zakończeniu wojny i odgórnie narzuconym socrealizmie dla polskiej sztuki wystawa w Arsenale była wydarzeniem przełomowym. Podkreślają, że wraz z Lebensteinem wystawiali wówczas lub debiutowali m.in. Andrzej Wróblewski, Jan Lenica, Jan Tarasin, Franciszek Starowieyski, Jerzy Tchórzewski i Alina Szapocznikow. W ciągu dwóch miesięcy we wnętrzu stołecznego Arsenału 244 artystów wystawiło 486 prac. Lebenstein wystawił pejzaże przedstawiające zaniedbane przedmieścia Warszawy - głównie Rembertów, gdzie wówczas mieszkał. Podkreślał, że w początkowym okresie swojej twórczości fascynowały go miejskie pejzaże Maurice'a Utrillo (1883-1955). Poza obrazami olejnymi tworzył liczne gwasze, tempery i grafiki.
"O ile polityczna odwilż w PRL to powrót Gomułki i październik 1956 r., o tyle wystawa w Arsenale była zapowiedzią odwilży w sztuce i sygnałem, że socrealizm staje się przeszłością, a do głosu dochodzą młodzi, poszukujący nowych trendów twórcy" - wskazała Budzałek.
W 1956 r. odbyła się w pierwsza indywidualna wystawa Lebensteina w Teatrze na Tarczyńskiej - w prywatnym mieszkaniu Mirona Białoszewskiego. Zilustrował wówczas debiutancki tom poety "Obroty rzeczy" (1956). W kolejnych latach twórca ewoluował w kierunku abstrakcji figuratywnej. Malowane od końca lat 50. numerowane kolejnym liczbami "Obrazy osiowe" i "Figury" stały się symbolem pierwszego okresu jego twórczości.
Przełom w życiu Lebensteina nastąpił w 1959 r. Wówczas otrzymał główną nagrodę na Międzynarodowym Biennale Malarstwa Młodych. Wyjechał po jej odbiór do Francji i pozostał tam na kolejne trzy dekady. Artysta wspominał, że podczas wizyty w Paryżu największe wrażenie zrobiły na nim zbiory sztuki sumeryjskiej i asyryjskiej. "Całe śródziemnomorze, dorzecze Tygrysu, gdzie powstała kolebka cywilizacji judeochrześcijańskiej, która istnieje do dziś" - oceniał. Fascynowały go również malowidła z grot w Lascaux i sztuka australijskich Aborygenów. Chętnie nawiązywał do Biblii i mitologii greckiej.
Po monograficznej wystawie w galerii w Museé d’ Art Moderne de la Ville de Paris (1961) jego obrazy zamawiali zarówno prywatni kolekcjonerzy, jak i marszandzi z amerykańskich i europejskich galerii. Jako jeden z nielicznych ówczesnych polskich twórców znalazł się u progu światowej kariery. Jego prace wystawiano także w Rzymie, Nowym Jorku, Turynie, Mediolanie, Tokio, Kolonii i Sztokholmie.
W Stanach Zjednoczonych obrazy Lebensteina prezentowano m.in. w nowojorskiej Chalette Gallery (1962), Cornell University (1962) i galerii Bodley. "Miarą sztuki Lebensteina jest to, że chociaż mogłaby przedstawiać strachy, jest w rzeczywistości zjawiskowa. Również chociaż mogłaby być monotonna – fascynuje swoją różnorodnością" - pisał dziennikarz John Canaday z "New York Timesa".
"Lebenstein był malarzem intelektualistą, oczytanym erudytą, charyzmatycznym, a jednocześnie introwertycznym outsiderem, który wolność osobistą i artystyczną cenił wyżej od układów i koterii towarzyskich. Chciał pozostać wiernym swoim poglądom i ideom. Nie dbał o medialny wizerunek i opinie krytyków" - wyjaśniła. Potrafił odrzucić lukratywne zamówienie, gdy dowiedział się, że jego prace mają być eksponowane w jednym z amerykańskich banków. Czesław Miłosz pisał, że Lebenstein miał zrzucić ze schodów jednego z czołowych paryskich krytyków sztuki.
Twórca krytycznie oceniał totalitaryzmy i narzucone przez nie kanony sztuki. "Nie lubię tych maszerujących kolumn. Te maszerujące kolumny awangardy, awangardy czerwonej, brunatnej czy awangardy maoistowskiej są identyczne. Dlatego miałem później trudności w Paryżu, bo nie lubiłem kolumny maoistowskiej. Ale w Paryżu wtedy trzeba było być w tłumie z awangardą" - wspominał.
W latach 60. powstały cykle "Szkicownik intymny" (1960-65), "Potworne zwierzęta" oraz "Kręgowce" z 1966 r. Tworzył także karnety - zgrupowane w teczkach litografie i akwarele. Na początku lat 70. artysta przyjął francuskie obywatelstwo. W 1974 r. wykonał ilustracje do powieści "Folwark zwierzęcy" George’a Orwella, w PRL aż do połowy lat 80. objętej cenzorskim zakazem druku w PRL.
Przyjaźnił się z malarzem kolorystą, oficerem II Korpusu gen. Andersa i współzałożycielem paryskiej "Kultury" Józefem Czapskim, Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, Czesławem Miłoszem, Sławomirem Mrożkiem oraz Zbigniewem Herbertem. "Zaprzyjaźniliśmy się dosyć szybko (...). Jego wrażliwość na malarstwo była ogromna" - wspominał Herberta w latach 90. Jego decyzja o pozostaniu we Francji i kontakty z twórcami paryskiej "Kultury" - pisarzami objętymi zakazem publikacji w kraju - spowodowały, że do 1977 r. nie wystawiano jego prac w kraju. Twórca unikał kontaktów z instytucjami PRL-u.
"Nie wolno dać się wsadzić w klatkę (...). W klatce jest bezpiecznie: dwa razy dziennie dadzą banana i ma się święty spokój, ale przecież nie o to w życiu chodzi" - oceniał sytuację w PRL. Twórca niechętnie mówił o sobie. Wymykał się schematom. "Jego twórczość jest na wskroś oryginalna, obrazy są rozpoznawalne już z daleka. Są +chropowate+, trójwymiarowe. Zwykle operował precyzyjną kreską, ciemnymi, przygaszonymi tonami, deformował, poszukiwał twórczo gdzieś między surrealizmem a abstrakcją" - wyjaśniła. Historyczka podkreśla, że tworzył hybrydy łączące cechy zwierząt i ludzi, często zdeformowane. Od lat 70. coraz częściej w jego pracach pojawiały się wątki surrealistycznej erotyki, a także motywy śmierci - szkielety i czaszki.
"Uważam Ciebie za barokowego malarza spokrewnionego z Włochami. Choć posuwasz bardzo daleko sprzeczność pomiędzy formą ludzkiego ciała i jego rozpadem, jego szkieletowością, jest to u Ciebie prawdziwa pasja erotyczna, gniew na ciało, że jest tylko tym, czym jest" - pisał do malarza Czesław Miłosz.
"W przeciwieństwie do wielu artystów XX wieku, stroniących od anegdoty w malarstwie, rysunku czy grafice, Lebenstein nie tylko nie unikał w swoich pracach narracyjności, ale bywał wprost ilustratorem dzieł literackich. Wykonał m.in. zespół wybitnych ilustracji związanych z +Folwarkiem zwierzęcym+ George'a Orwella (1974), z Księgą Hioba, Apokalipsą i Księgą Rodzaju" - pisała w 2001 r. prof. Małgorzata Kitowska-Łysiak z KUL.
W 1972 r. zaprojektował witraż ze scenami z Apokalipsy św. Jana dla kaplicy ojców Pallotynów przy paryskim Centre du Dialogue przy rue Surcouf 23. Do motywów apokaliptycznych powracał wielokrotnie, także w mniejszych formach graficznych. Ilustrował m.in. opowiadania Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i wiersze Stanisława Barańczaka.
W 1976. otrzymał Nagrodę Fundacji im. A. Jurzykowskiego z Nowego Jorku, a 11 lat później - niezależną Nagrodę im. J. Cybisa.
"W naszym pozbawionym magii świecie czasem się zdarza, że obraz, przed którym stajemy, odsłania jakąś tajemnicę bytu. I chyba to jest właśnie naczelną funkcją sztuki" - mówił twórca w jednym z nielicznych wywiadów, jakich udzielił.
Po ogłoszeniu stanu wojennego Lebenstein stworzył cykl grafik, które miały tłumaczyć francuskiemu społeczeństwu dramatyczną sytuację w PRL. Na jednej monstrum z głową wrony, w ciemnych okularach na dziobie i udekorowany medalami generalskimi mundurze raportuje przez telefon do Moskwy: "Tout va bien! camarade" (wszystko w porządku, towarzysze), a obok, pod murem kopalni Wujek, leżą trumny zamordowanych górników.
"Byłem wyobcowany, zdecydowałem się być malarzem, dlatego że byłem wyobcowany. Po prostu byłem obcy. I ten cały PRL, to wszystko było dla mnie absolutnie wrogie. Chcę określić swoją sytuację jako człowieka, który znalazł się na peryferiach, na peryferiach kraju, to znaczy wyrwany z pewnych swoich korzeni, gdzieś jednak pochodzę ze wschodu Polski. I druga rzecz to jest obecność tej całej nowej struktury, która nazywała się socrealistyczną" - wspominał.
Pod koniec lat 80. artysta wrócił do Polski. "Po latach nieobecności i przemilczania jego twórczości w mediach i literaturze okazało się, że w ojczyźnie jest mniej popularny niż za granicą" - wyjaśniła Budzałek.
22 kwietnia 1992 r. w stołecznej Zachęcie rozpoczęła się największa retrospektywna wystawa prac twórcy.
"Nie uważam, że sztuka jest jakąś świątynią ponad, wznosząca się w obłokach ponad masami. Sztuka jest śladem człowieka, przynajmniej w tej naszej aktualnej cywilizacji, to jest tylko ślad człowieka. Człowieka, który nie jest anonimem, który chce być sobą. Być sobą - to wymaga dużego wysiłku" - mówił z zrealizowanym w 1998 r. filmie dokumentalnym Andrzeja Wolskiego.
Jan Lebenstein zmarł 28 maja 1999 r. w Krakowie. Pochowano go na Powązkach.
Obecnie jego prace znajdują się w licznych kolekcjach prywatnych na całym świecie oraz w muzeach, m.in. Musee ďArt Moderne de la Ville de Paris, Musee National ďArt Moderne w Centrum Pompidou, Muzeum Narodowym we Wrocławiu i Poznaniu oraz w stołecznym Muzeum Archidiecezjalnym. Są niezwykle poszukiwane. W Polsce ich ceny przekraczają 250 tys. zł. Za obraz "Casino" (1974) nabywca w 2021 r. zapłacił 400 tys. zł.
"Mimo rosnących cen jego prac Lebenstein pozostaje nadal nieodkryty przez szerszą publiczność" - oceniła Anna Budzałek.(PAP)
Maciej Replewicz
mr/ miś/