Kocur. 17. Kompromaty
fot. nadesłane
REKLAMA
Wiewiórka postanowiła, że sama sprawdzi Kreta. Co prawda obiecała Kocurowi, że będzie z Kretem jedynie rozmawiała i zapamiętywała wszystkio co powie, ale od niepamiętnych czasów chciała być detektywem i miała nadzieję, a nawet pewność, że jak dobrze poszuka, odkryje coś bardzo ważnego. Bo, kto to jak kto, ale Kret wyraźnie coś kombinował, a Wiewiórka koniecznie chciała się dowiedzieć co.
Czekała w ukryciu i gdy wcześnie rano uczesany na mokro ze swoją żółtą plastikową teczką zniknął za zakrętem drogi zabrała się za otwieranie bramy. Miała zwinne paluszki i talent w otwieraniu sejfów. Wyszkolona przez dziadka świetnie radziła sobie z łamaniem najbardziej skomplikowanych zamków. Wystarczyło kilka sekund i już była w środku.
- Uuu jak tu ciemno!
Krecia nora była mroczna i wilgotna. Na kuchennym stole walały się puste opakowania po ciastkach, okruchy zlepione miodem, nożyczki, ścinki gazet, powycinane litery. Do wielkiego słoja z miodem przyklejona była pomazana na czarno wielka fotografia Cezarego, znanego tenora o drapieżnym nazwisku Pazury. Szczerzył zęby w szerokim nieszczerym uśmiechu jako żywo przypominającym reklamę suchej karmy dla psów.
Kret wielokrotnie chwalił się koneksjami, twierdził, że jego matka była szlachcianką, bo nazywała się Jadwiga Pazury herbu Szpon, ale Wiewiórka nie dawała temu wiary i pewnie słusznie, bo niby czemu krewnemu miałby Kret dorabiać mazakiem czarne zęby i zeza.To byłoby przecież niedorzeczne.
-Ależ z niego brudas, a tak się nosi, tak udaje i wywyższa. Szlachcic herbowy - zaśmiała się. Pomyśleć, że taki niechluj chciał się ze mną umówić na kawę…
W pokoju urządzonym jak typowy męski gabinecik stało biurko w stylu Art Deco z jedną szufladą zamkniętą na klucz, ale, co oczywiste, zamkniętą nie dla Wiewiórki. Bez trudu ją wysunęła i w jednej chwili oniemiała z wrażenia na widok leżących w środku fotografii. Każda z nich przedstawiała Borsuka w towarzystwie przywódcy obcego lasu. Obaj w wyraźnej zażyłości uśmiechali się do siebie, a nawet na jednym ze zdjęć – o zgrozo - filuternie pięściami przybijali żółwiki.
-O co tu chodzi? Borsuk zakumplowany z zagranicznym gościem, tym samym, który nie tak dawno odwiedził Kocurię. Pomyśleć, że Kocur nic o tym nie wie.
Nie wie, ale się dowie! A od kogo się dowie? Ode mnie się dowie. Od Wiewiórki się dowie. Tak!
Bez namysłu włożyła wszystkie zdjęcia do torebki.
Podekscytowana wypadła z kreciej nory i pobiegła co sił do Wyliniałego, by opowiedzieć mu o swoim odkryciu.
Czekała w ukryciu i gdy wcześnie rano uczesany na mokro ze swoją żółtą plastikową teczką zniknął za zakrętem drogi zabrała się za otwieranie bramy. Miała zwinne paluszki i talent w otwieraniu sejfów. Wyszkolona przez dziadka świetnie radziła sobie z łamaniem najbardziej skomplikowanych zamków. Wystarczyło kilka sekund i już była w środku.
- Uuu jak tu ciemno!
Krecia nora była mroczna i wilgotna. Na kuchennym stole walały się puste opakowania po ciastkach, okruchy zlepione miodem, nożyczki, ścinki gazet, powycinane litery. Do wielkiego słoja z miodem przyklejona była pomazana na czarno wielka fotografia Cezarego, znanego tenora o drapieżnym nazwisku Pazury. Szczerzył zęby w szerokim nieszczerym uśmiechu jako żywo przypominającym reklamę suchej karmy dla psów.
Kret wielokrotnie chwalił się koneksjami, twierdził, że jego matka była szlachcianką, bo nazywała się Jadwiga Pazury herbu Szpon, ale Wiewiórka nie dawała temu wiary i pewnie słusznie, bo niby czemu krewnemu miałby Kret dorabiać mazakiem czarne zęby i zeza.To byłoby przecież niedorzeczne.
W pokoju urządzonym jak typowy męski gabinecik stało biurko w stylu Art Deco z jedną szufladą zamkniętą na klucz, ale, co oczywiste, zamkniętą nie dla Wiewiórki. Bez trudu ją wysunęła i w jednej chwili oniemiała z wrażenia na widok leżących w środku fotografii. Każda z nich przedstawiała Borsuka w towarzystwie przywódcy obcego lasu. Obaj w wyraźnej zażyłości uśmiechali się do siebie, a nawet na jednym ze zdjęć – o zgrozo - filuternie pięściami przybijali żółwiki.
-O co tu chodzi? Borsuk zakumplowany z zagranicznym gościem, tym samym, który nie tak dawno odwiedził Kocurię. Pomyśleć, że Kocur nic o tym nie wie.
Nie wie, ale się dowie! A od kogo się dowie? Ode mnie się dowie. Od Wiewiórki się dowie. Tak!
Bez namysłu włożyła wszystkie zdjęcia do torebki.
Podekscytowana wypadła z kreciej nory i pobiegła co sił do Wyliniałego, by opowiedzieć mu o swoim odkryciu.
PRZECZYTAJ JESZCZE