Propozycja 4-dniowego tygodnia pracy to czysty populizm
9 lipca, podczas spotkania z młodzieżą w Szczecinie, lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk zapowiedział, że partia do wyborów parlamentarnych przygotuje precyzyjny program pilotażu na czterodniowy tydzień pracy. Tusk zaznaczył, że dynamiczne zmiany rynku pracy, w tym postępująca automatyzacja, wymuszają dostosowanie się do nowych trendów.
W czwartek wiceminister rodziny i polityki społecznej Stanisław Szwed pytany był w TVP Info m.in. o to, czy ta propozycja jest "czystym populizmem, czy gotową receptą na jeszcze większy kryzys na rynku pracy."
"To możemy spokojnie określić jako czysty populizm, bo różne zapowiedzi były przedstawiane. (...) Dzisiaj w przepisach prawa pracy - można skracać tydzień pracy, można skrócić i wprowadzić czterodniowy, ale zachowujemy normę 40-godzinnego tygodnia pracy" - powiedział Szwed. Dodał, że zasadniczą kwestią jest to, by wypłata była za cały tydzień pracy.
"Takie rozwiązanie musiałoby się łączyć z tym, że są mniejsze wynagrodzenia, że może być też redukcja zatrudnienia" - zaznaczył. Szwed powiedział, że skracanie czasu pracy byłoby "bezsensowne dla gospodarki."
Wiceszef MRiPS ocenił, że obecnie w Polsce jest bardzo dobra sytuacja na rynku pracy. "Jest właściwie głód pracowników, bo można powiedzieć, że w wielu branżach brakuje rąk do pracy" - podkreślił wiceminister.
68 proc. pracowników w Polsce jest zdania, że skrócenie tygodnia pracy do czterech dni wpłynęłoby pozytywnie na ich zdrowie – wynika z badania zleconego przez Personnel Service, którego wyniki opublikowano w grudniu ub.r. Przeciwne są m.in. osoby prowadzące działalność gospodarczą i osoby po 55. roku życia.
Z kolei w połowie lipca br. były prezes NBP prof. SGH Leszek Balcerowicz powiedział Interii, że czterodniowy tydzień pracy oznaczałby - z jednej strony, ograniczenie produkcji, a z drugiej - podbicie inflacji, czyli spotęgowanie stagflacji w sytuacji, w której Polsce i tak ona grozi. "To byłoby dolewanie benzyny do ognia" - ocenił.
szz/ mir/