Polscy strażacy uratują w Turcji niejedno życie
W poniedziałek nad ranem południowo-wschodnią Turcję i północną Syrię nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,8. Zginęło ponad 1,3 tys. osób. Jeszcze tego samego dnia do dotkniętej kataklizmem Turcji wyruszy z Warszawy grupa poszukiwawczo-ratownicza HUSAR Poland - 76 strażaków Państwowej Straży Pożarnej i ośmiu wyszkolonych psów.
"Będzie to takie silne wsparcie ze strony Państwowej Straży Pożarnej. Cel jest oczywisty - ratowanie ludzkiego życia, ratowanie ludzi przed śmiercią, tych ludzi, którzy są uwięzieni pod gruzami" - powiedział minister spraw wewnętrznych i administracji w TVP Info.
Kamiński podkreślił, że polskie siły są "niezwykle profesjonalne, skuteczne w działaniu i mają ogromne doświadczenie międzynarodowe w tym zakresie". Przypomniał, że polscy strażacy uczestniczyli w misjach m.in. we Francji, w Czechach, w Grecji, czy też w Libanie.
"Jesteśmy dumni z naszych funkcjonariuszy i wierzę, że uratują niejedno ludzkie życie, również teraz w Turcji" - zaznaczył minister.
Zapytany, jak długo strażacy będą mogli tam zostać, szef MSWiA odparł: "Strażacy będą tam tak długo, jak będzie tego wymagała sytuacja". "Jeżeli będzie dalszy sens działań ratujących ludzkie życie, będą tam przez szereg dni. Na razie planujemy tygodniowy wyjazd, ale to się może zmienić. To są ludzie absolutnie przygotowani pod każdym względem, dyspozycyjni" - dodał.
Dowódcą grupy HUSAR Poland jest brygadier Grzegorz Borowiec, który wcześniej dowodził też m.in. modułem GFFFV Poland gaszącym pożary lasów we Francji. Jego zdaniem misja w Turcji będzie bardzo wymagająca i może być jedną z najtrudniejszych akcji strażaków.
"Dodatkowo, nie ułatwi naszej pracy to, że w nocy będzie bardzo zimno. Temperatura spada tam do minus 8 stopni. Przeżywalność osób poszkodowanych, uwięzionych pod gruzami w takiej temperaturze będzie znacznie niższa niż w przypadku, gdybyśmy mieli do czynienia z takim samym trzęsieniem ziemi w dużo cieplejszych warunkach" - mówił PAP bryg. Borowiec.
Do Turcji strażacy wylecą około godz. 16-17. Jak wyjaśnił bryg. Borowiec, zabierają ze sobą sprzęt poszukiwawczy, sprzęt do rozbudowy obozowiska i do stabilizacji konstrukcji uszkodzonych budynków - tak, aby mogli prowadzić samodzielnie działania na wyznaczonym odcinku bojowym przez siedem dni.(PAP)
Autorka: Agnieszka Ziemska
agzi/ ok/