Nareszcie święta we własnym domu
Pan Kazimierz uwielbia ptaki. Mieszkając na działkach, robił dla nich budki i karmniki. Ze znalezionych kawałków skrzynek i desek wykonał dziesiątki domków. Część z nich rozdał, inne powiesił na drzewach a zimą dokarmiał skrzydlatych przyjaciół resztkami jedzenia.Prawie nikt z moich znajomych nie zbierał książek. Makulatura to nie towar. A przecież każda książka to inny świat, więc czytanie to jak podróż. Bardzo lubię czytać, bo mam wrażenie, że zwiedzam światy, jakich w rzeczywistości nie mam szansy poznać – mawiał strażnikom, którzy odwiedzali go w altanie.
Bywał u niego między innymi starszy inspektor Alfred Paplak z IV Oddziału Terenowego, Uliczny Patrol Medyczny, strażnicy, którzy dostarczali ciepłą odzież i paczki świąteczne, streetworkerzy, pracownicy ośrodka pomocy społecznej i Caritas Polska. W niewielkim drewnianym domu zawsze było czysto i schludnie, widać było, że jego mieszkańcy czują się ze sobą dobrze. Może dlatego nie chcieli się zgodzić, by strażnicy pomogli im w staraniach o mieszkanie socjalne. Powtarzali: „nie jest nam źle, i oby gorzej nie było”.
Kilka lat temu towarzyszka pana Kazimierza zmarła. Został w altanie sam ze starym psem. Później przyszła epidemia Covid-19. To był dla osób w kryzysie bezdomności szczególnie trudny okres. Wówczas strażnicy miejscy zaczęli przypominać panu Kazimierzowi, że mogą mu pomóc w pozyskaniu lokalu socjalnego. Już wcześniej pomogli w ten sposób pewnej bezdomnej parze.Przez ostatnich 15 lat zaprzyjaźniliśmy się. Przywoziłem im książki i naftę do lampy, rozmawialiśmy o nich, a potem pan Kazimierz je sprzedawał za grosze na bazarach, żeby mieć na przeżycie. Widziałem, że nie nadużywa alkoholu i opiekuje się swoją towarzyszką Małgosią. Pewnego razu zadzwonili do mnie w Wigilię z życzeniami. Bardzo mnie tym wzruszyli. Od tamtej pory przywoziłem im co roku opłatek i wspólnie się nim dzieliliśmy. Byliśmy jak rodzina – wspomina Alfred Paplak.
Dzięki zaangażowaniu strażników miejskich, pomocy pracowników socjalnych z OPS przy Karolkowej, pracowników wolskiego ZGN i szeregu dobrych ludzi, udało się po długich staraniach znaleźć niewielki, bo niespełna 20-metrowy, lokal socjalny na Woli. Mieści się on w przedwojennej kamienicy i wcześniej nikt nie był nim zainteresowany. Wymagał jednak remontu. Na prośbę i za wstawiennictwem strażników miejskich ZGN wyremontował lokal oraz zamontował w nim kabinę prysznicową, dwupalnikową kuchenkę elektryczną i szafkę ze zlewem.Pan Kazimierz miał w życiu swoje gorsze dni, ale jest solidny, dotrzymuje słowa, mówi prawdę. Zrobiłem rachunek sumienia i pomyślałem, że będą z niego ludzie. Wraz z inspektorem Ireneuszem Krawczykiem zaczęliśmy się starać o lokal socjalny dla pana Kazimierza – mówi Alfred Paplak.
Strażnicy miejscy pomogli mu przewieźć rzeczy, które mężczyzna zgromadził w altanie. Jeden z funkcjonariuszy podarował mężczyźnie używany regał, stół i szafki, które strażnicy przetransportowali z Brwinowa. Gdy w lokalu podłączono elektryczność, pan Kazimierz mógł się wprowadzić do mieszkanka.Zgodzili się, bo mieli chyba dosyć moich wizyt i telefonów – śmieje się Alfred Paplak, i zaraz dodaje, że bez pomocy tych ludzi niewiele udałoby się zrobić dla pana Kazimierza.
Teraz jeszcze pomożemy mu w zdobyciu emerytury, bo w lutym osiągnął wiek emerytalny. Kiedy będzie ją miał, da sobie radę. To dla nas wielka satysfakcja i dowód na to, że warto pomagać ludziom. Bardzo nas cieszy, że święta wielkanocne spędzi już „na swoim”. To takie jego symboliczne zmartwychwstanie – mówią strażnicy miejscy z IV Oddziału Terenowego.